Jak zarobić pierwszy milion, a potem kolejne? Och, gdybym umiała odpowiedzieć na to pytanie nie tylko Wam, ale sobie samej, zapewniam, że teraz nie siedziałabym tyłkiem na mojej kanapie, ale na obłędnie białym i cieplutkim piasku, z drinkiem z palemką w ręce . Albo jeszcze lepiej - popijając świeżutką wodę z kokosa. W końcu mózg, który opracuje tajny plan podbicia liczby zer na koncie, zasługuje na wszystko co najlepsze. Winien być zatem stymulowany najpiękniejszymi widokami świata i odżywiany tylko przez super food. Gdybym wiedziała, że goji, acai i inne amazońskie zielska przetransformują mnie w rekina biznesu i geniusza finansjery - jadłabym to jak ptaki wszelkiej maści ziarna zimą :) No nic, po humorystycznym wstępie, który ostatecznie nic nowego nie wnosi w wiedzę pt "Jak zarobić pierwszy milion ", przejdźmy do sedna...
Fascynują mnie historie ludzkich biznesów. Opowieści o tym, jak wpadli na pomysł swoich firm, działalności. Czasem zupełnie niepozorny wydawałoby się biznes, po jakimś czasie staje się dochodowym interesem, pozwalającym osiągać bardzo satysfakcjonujące przychody. Internet aż kipi od tego typu historii, jednak nie chodzi mi o tych, którym już na starcie było lekko i przyjemnie. Bo dostali od kogoś kupę forsy na rozwinięcie swojej idei, albo po prostu przejęli schedę po rodzicach. Nie ma w tym nic złego, ale powiedzmy szczerze - również nic inspirującego. Przynajmniej dla mnie.
Mocniej przemawiają do mnie historie młodych ludzi, którzy z kapitałem początkowym czasami równym kieszonkowemu i jakimiś zaskórniakami od babci, stworzyli swoje pierwsze biznesy. A "pierwszy milion" jest tu metaforą, mającą jednak duże pokłady prawdopodobieństwa w przyszłości. Równie mocno podziwiam grupę przedsiębiorczych kobiet około-trzydziestki, które pomiędzy karmieniem piersią i spacerkiem z oseskiem po osiedlu, wygłówkowały pomysł na swój biznes. Blogosfera też nie próżnuje, co rusz czytam o nowych inicjatywach autorek i autorów lubianych przeze mnie blogów. Rośnie we mnie wtedy takie przekonanie, że wszystko dziś jest możliwe, że każdy ma szansę wykreować i realizować swój pomysł na pracę i zarabianie.
Sama pamiętam, jak pierwszy raz odkryłam w sobie żyłkę przedsiębiorcy. To było bardzo miłe uczucie, gdy po zainwestowaniu kilkuset złotych, potroiłam zyski. Czym się zajęłam? Sprzedażą naszyjników- jednak na tak małą skalę i jednorazowo, że w CV raczej sobie tego nie wpiszę :) Dodam, że wtedy nie były to naszyjniki, które wykonałam samodzielnie. Nie zmienia to faktu, że smak tego malutkiego "biznesowego" sukcesu był baaardzo miły :) Kopalnią motywujących tekstów o zarabianiu "pierwszych milionów" jest strona pierwszymilion.forbes.pl. Pewnie nie raz wertując kolejne artykuły przyjdzie wam do głowy myśl, że to takie proste i takie genialne... "Jak mogłam/mogłem na to wcześniej nie wpaść?". Lub, co gorsza "przecież kiedyś o czymś takim myślałam". Czy nie za często zabijamy dobre pomysły już na starcie? Przekonanie, że to nie wypali i lepiej wcale nie zaczynać, jest dosyć powszechne. Strach przed trudnym doświadczeniem bywa paraliżującym strachem. Wciąż niewielu ludzi potrafi powstrzymać się i nie nazywać go po prostu porażką. To słowo uruchamia potężna lawinę skojarzeń. Wielu już na tym etapie doświadcza zimnych potów i innych tego typu wątpliwych wrażeń. Inną sprawą jest, że niektórzy wręcz boją się sukcesu - jakkolwiek by go nie definiować. Nie ma on przecież wymiaru tylko finansowego, choć ten wymiar jest niewątpliwie bardzo ważny. Na początku trzeba zainwestować mnóstwo własnych sił, czasu, postawić szare komórki w stan najwyższej gotowości. Przegonić z siebie wygodnego, słodkiego leniuszka i pewnie niejednokrotnie wywrócić swoje życie do góry nogami... Reasumując:
bez rewolucji nie ma ewolucji, również finansowej.
ps. jak już zarobię pierwszy milion - zrobię tutorial na bloga :)
Marta
Pierwszego miliona nie da się zarobić! :D Trzeba ukraść :D
OdpowiedzUsuńCiężki temat. Czytając biografie najbogatszych... Można odnieść wrażenie, ze wszystko jest w zasięgu ręki, .... a nie jest :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Marta
Bez rewolucji, nie ma ewolucji - powiedziała ryba, wychodząc na ląd :D.
OdpowiedzUsuń