"Wszystko co dobre szybko się kończy" swym pesymistycznym przekazem niejednemu z nas dorzuca gorzką pigułę do słodkiego drina, sączonego leniwie przez różową słomkę. Na szczęście " wszystko co złe kiedyś przeminie". Tym sposobem przetrwałam dzisiejszą nader meczącą podroż, nie sfiksowałam, a jakże-skorzystałam nawet z darmowej herbatki od PKP. Pozostaję jednak w klimacie sarkastycznego humoru, opcji "pani niedotykalskiej", niedotlenionej mózgownicy i przekrwionych oczu. Gdyby istniała opcja wymazywania wspomnień, kto wie, czy nie skorzystałabym z niej dzisiaj. Bo z poszanowaniem całej dobroci mego życia, ostatnie 4 godziny wolałabym sobie zdilitować. W zamian za to podjęłam jednak próbę wskrzeszania tego co dobre z mojego twardego dysku, wspomagając się delikatnie gorszej jakości dyskiem komputerowym. Bo co jak co, ale w swój mózg wierzę niezmiennie. Bo choć technologia nie jest najnowsza ( trzydziecha), ma jednak całkiem dobre parametry. Zamykam zatem oczy i odtwarzam sobie sobotnią sweet escape... Plastry na stopach dodają pikanterii moim wspomnieniom. Pierwszy raz widziałam śnieg w lipcu i poczułam się , jakbym całe życie spędziła w Kalifornii. Wdrapałam się na kolejny w życiu ponad-dwutysięcznik, doceniłam swoje silne udo ( silne czytaj : odbiegające od wymarzonego :) ), złaziłam się za wszystkie czasy ( czytaj: do następnego weekendu), zmęczyłam fizycznie i odpoczęłam psychicznie. Ostatnie 4 kilometry znad Morskiego Oka do parkingu przedreptałam sobie w samych skarpetkach, a przez głowę przemknęła mi nawet myśl, że może czas spróbować chodzić po ogniu :). Reasumując - góry dają niesamowitego motywacyjnego kopa!
Marta
Zazdroszczę wycieczki, ja już strasznie dawno nie byłam w Tatrach. Piękne widoki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ale masz fajnie.. Ja tez chcę tam :D
OdpowiedzUsuńJa niestety nie dojechałam tam w czasie mojej wizyty w Zakopanem, ale za to mam po co wrócić. Cudownie tam.
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam góry, im wyzsze tym lepiej :)
OdpowiedzUsuń