Znowu okazałam się leniwą redaktorką i zamknęłam swój wirtualny przybytek na cztery spusty.Wiatr mi tu hula w statystykach, że aż huczy. Mam co chciałam.
Ale warto było. Tydzień bez internetu to w dzisiejszych czasach brzmi wręcz nieprawdopodobnie. Tak się jednak stało, pół na pół z wyboru, pół na pół z konieczności. Kilka razy udało się gdzieś złapać wi-fi więc wrzuciłam jakieś zdjęcie na fb czy instagram. Poza tymi nielicznymi wyjątkami wirtualnie byłam odcięta od świata. I od bloga też.
Wróciłam pełna energii na drugą część urlopu. Część pierwsza była wspaniała. Mam wielką ochotę podzielić się tu z Wami swoimi wrażeniami i zdjęciami, zatem najbliższe dni na blogu pewnie będą właśnie o tym. Dzisiaj mało słów - więcej obrazów. Jakoś mi się klawiatura z palcami niezbyt dobrze koordynuje po tej dłuższej przerwie a ułożenie tych kilku zdań zajęło mi grubo ponad godzinę :)
Marta
Ale warto było. Tydzień bez internetu to w dzisiejszych czasach brzmi wręcz nieprawdopodobnie. Tak się jednak stało, pół na pół z wyboru, pół na pół z konieczności. Kilka razy udało się gdzieś złapać wi-fi więc wrzuciłam jakieś zdjęcie na fb czy instagram. Poza tymi nielicznymi wyjątkami wirtualnie byłam odcięta od świata. I od bloga też.
Wróciłam pełna energii na drugą część urlopu. Część pierwsza była wspaniała. Mam wielką ochotę podzielić się tu z Wami swoimi wrażeniami i zdjęciami, zatem najbliższe dni na blogu pewnie będą właśnie o tym. Dzisiaj mało słów - więcej obrazów. Jakoś mi się klawiatura z palcami niezbyt dobrze koordynuje po tej dłuższej przerwie a ułożenie tych kilku zdań zajęło mi grubo ponad godzinę :)
Marta