Poza ostatnimi, trochę ślamazarnymi dniami, styczeń leci jak szalony. Nawet się nie obejrzałam, a mój malowany kalendarz ( klik) staje się przeterminowany i czas pomyśleć nad nowym... Luty na horyzoncie, a z nim 3 nowe, zdrowe praktyki do wprowadzenia. Intensywnie nad nimi rozmyślam, mam kilka typów, chciałabym jednak wprowadzić takie najbardziej "opłacalne" w sensie dbania o siebie holistycznie. O zdrowie ciała i jego ładniejszy wygląd, ale też o lepsze samopoczucie tak po prostu. Większą energię, power do działania... Bo w lutym wiadomo- czasem człowiek już tylko na oparach tej energii sunie do przodu... A z tyłu głowy mantra "byle do wiosny". Przynajmniej ja tak mam. W każdym razie, wracając do wątku - styczniowy eksperyment zadziałał. Zobowiązanie siebie publicznie wpłynęło na regularność stosowania zdrowych praktyk. Apetyt rośnie zatem na więcej :) Metoda małych kroczków jest znacznie lepsza niż ogólne "będę żyć zdrowiej". Okazuje się bowiem, że zaplanowanie sobie drobnych działań, które finalnie mają przynieść wymierny efekt, nie przygniata nadmiarem nowych obowiązków i ogromem wyzwania. I jest zdecydowanie lekkostrawne dla rozleniwionej, "podkocykową" jesienią i zimą, psychiki. Pisałam o tym kiedyś, przedstawiając metodę planowania SMART ( klik). 3 zdrowe praktyki to właśnie mój SMART w temacie będę żyć zdrowiej.
29 sty 2015
27 sty 2015
Długi naszyjnik w stylu boho DIY
Jestem naszyjnikową maniaczką. Kolekcjonuję je od wielu lat, uwielbiam robić je też sama. To świetny sposób na odstresowanie się, artystyczne wyżycie, czy po prostu dostarczenie sobie nowości odświeżającej garderobę. Cenię raczej proste i klasyczne w kroju czy kolorze stroje - lubię za to urozmaicać je biżuterią. Nie stronię również od przerabiania już nienoszonych naszyjników czy bransoletek. Kamyki czy korale są w ciągłym obiegu, a ja nie mam dylematów i rozterek na temat ich niezliczonej ilości. Pokazywałam tu kilkakrotnie moje projekty. Niektóre miały bardzo dużą ilość odsłon : jak ten czy ten. Wymagały jednak sporo czasu, zapału i precyzji. Dziś dla odmiany totalna prościzna. Długi naszyjnik w stylu boho DIY.
26 sty 2015
Dlaczego warto mieć w domu kwiaty doniczkowe.
Pamiętam jak wiele lat temu mama powiedziała mi, że mam rękę do kwiatów. Owocem tejże ręki ( około 10-letniej wtedy ) była malutka fuksja, szczodrze obsypana kwieciem. Prawie pękłam z dumy. Poczułam się niczym mały stwórca, który pompuje życie w korzonki i pędy i otwiera stulone fuksjowe kielichy. Po ziemię do kwiatów chodziłam wtedy sama. Pamiętam, znajdowałam dla Mamy miejsca z idealnie czarną, żyzną próchnicą. Wiosną, w porze przesadzania kwiatów, dostawałam zamówienia na te specjalne misje. Na wsi nie istniała potrzeba kupowania ziemi do kwiatów w plastikowych worach. Na około było jej pełno. Cenne rady dotyczące uprawy roślin domowych dostawałam również od Babci. Była ona zwolenniczką nawiązywania dialogu z zielonymi lokatorami, miała też niezwykły dar podnoszenia do życia doniczkowych trupków. Te, motywowane ciepłym słowem, czułym babcinym dotykiem, a od czasu do czasu naturalnym nawozem spod ptasiego kupra, odradzały się choćby i z jednego listka.
25 sty 2015
O zdobywaniu papierków
Pracująca niedziela. Czacha dymi od nadmiaru wiedzy do zapamiętania. Jakby ten mózg był zaprogramowany na jakieś wolniejsze, weekendowe obroty. Słowa sączą się z czyichś ust i powoli, powoli padają na średnio żyzne poletko twojej uwagi. Wewnętrznie, jesteś w stanie tak pięknie opisywanym w języku polskim słowami " jak grochem o ścianę". Zewnętrznie - przyjmujesz wystudiowaną minę, podpierasz dłonią brodę w geście absolutnego skupienia. Zdajesz się balansować gdzieś na granicy pytania bądź słusznej uwagi. Drewniane krzesło nie chce zmięknąć pod twoim tyłkiem. Trochę wkurzasz się, że w budynku nie ma darmowego wi-fi, ani nawet porządnego baru z kawą. W sumie to mógłbyś przecież wykorzystać tą niedzielę dla siebie inaczej. Zjeść smaczny obiad, powłóczyć się trochę po parku, walnąć się w zaspę i zrobić orzełka, albo tak zwyczajnie posiedzieć w domu z książką, podrzemać na kanapie. Cóż jednak - papierek sam się do domu nie przyniesie. Sam się nie wysiedzi na szkoleniu, na podyplomówce, czy warsztatach...
22 sty 2015
A Ty ile wydajesz na czasopisma i gazety?
To był skomplikowany proces decyzyjny, trwający kilka dni. Rozum walczył z sercem na noże. Zdrowy rozsądek zdawał się górować nad tym niezrozumiałym przywiązaniem, by za chwilę popaść w zwątpienie, czy decyzja jest słuszna. Kolorowe i błyszczące okładki prosiły o jeszcze jedną szansę. Dawno przebrzmiałe trendy chciały być raz jeszcze dostrzeżone, przepisy wreszcie ugotowane a litery w reportażach walczyły w kolejce o przeczytanie. Tak zwyczajnie, wysoki, potrójny stosik twoich stylów, zwierciadeł i innych takich chciał przenieść się ze mną do nowego domu. Bo przecież trzy pokoje, bo będzie miejsce i tak dalej. Przeprowadzka okazała się jednak nie lada wyzwaniem. Pakowanie, kursowanie na trasie stary dom- nowy dom, znoszenie i wnoszenie tego całego cholerstwa, zdawało się nie mieć końca, wysysało z człowieka wszystkie soki i odbijało się czkawką. I mocno zrewidowało, co jest niezbędne i potrzebne, co jest do zabrania. Z bólem serca i zakwasami w nogach i ramionach, pożegnałam się z trzema stosikami. Poszły na makulaturę. Po tym wszystkim poczułam się jednak lepiej. Bez celulozowego dobytku ponad miarę.
theberry.com |
21 sty 2015
Pasztet z soczewicy z "Jadłonomi"
Do wegańskiego pasztetu miałam już kiedyś jedną przymiarkę. Miało to miejsce wiosną ubiegłego roku, a rzeczony delikwent był prawie niejadalny. Bo choć włożyłam w niego kawał serca ( nie dosłownie - pasztet był z kaszy jaglanej), mnóstwo smakowitych dodatków i pół dnia czasu - na koniec szczodrze okrasiłam go mieloną gałką muszkatołową. I to był właśnie ten gwóźdź do trumny i sprawca jego niejadalności. No co tu dużo mówić - paskudny był i tyle. Miałam jednak ochotę na drugie podejście. Weekendowe wertowanie "Jadłonomi" zaowocowało pomysłem na pasztet z zielonej soczewicy. Bez ociągania się zatem - upiekłam.
Sama nie wiem, czy weganie robią ten pasztet, aby poczuć smak mięsa, czy może to mięsożercy w ogólnym zalewie mięsa średniej jakości, winni odwrócić się w stronę tegoż pasztetu? Jest przepyszny! Na świeżym chlebie lub bułce smakuje wyśmienicie. Tak - muszę to napisać. Smakuje i wygląda jak normalny pasztet. I żaden szarak nie musiał nam kruszec na balkonie... Pasztet bez rozlewu krwi to jest to!
20 sty 2015
Słodki smak wygranej
Zdecydowanie nie jestem z tych, których elektryzuje wiadomość o kumulacjach w loteriach. Wychodzę z założenia, że jeśli człowiek sam nie zakasa rękawów, los nie ześle mu gwiazdki z nieba albo kopy pieniędzy. Dżinnów w naszym klimacie brak. Rawa ( czytaj: brudna i śmierdząca rzeka, płynąca przez Katowice) nie obfituje raczej w złote rybki ( obawiam się, że jej ekosystem tworzą głównie glony i śmieci). Kominiarzy tutaj dostatek i nawet jeden wczoraj był u mnie w domu, ale oni są od życzeń małego kalibru. Po tym krótkim przeglądzie ewentualnych, magicznych źródeł różnorakich dóbr i pieniędzy, już chyba łatwiej szukać bogatego i starego wuja ze spadkiem. Ale, ale... może i ja zmienię zdanie w kwestii tych kumulacji, bo właśnie coś wygrałam! Słodki smak zwycięstwa poczułam w lekko skisły wieczór. Gwałtowny wybuch szczęścia na wieść o wygranej w konkursie Kukbuka był prawdziwym energetycznym kopem. Ze zdwojoną siłą zabrałam się potem do karkołomnych wywijasów szydełkiem, które w efekcie mają przynieść wymarzoną pufę. Czasami jednak warto dać szansę szczęściu się poszczęścić...
19 sty 2015
Sprawdzone kosmetyki do pielęgnacji twarzy i ciała, które nie zrujnują Twojego budżetu
Kilka tygodni temu pisałam o moich makijażowych hitach ( klik). Sprawdzone kosmetyki do pielęgnacji twarzy i ciała, które nie zrujnują Twojego budżetu to moi dzisiejsi bohaterowie. Piszę z pozycji zadowolonego konsumenta - nie dogłębnego znawcy tematu i badacza składów, który studiuje łacińską listę na opakowaniu z lupą w ręce. To nie dla mnie. Zatem z góry uprzedzam, że osoby mocno zaangażowane w takie quasi-naukowe badania mogą się rozczarować lub z przerażeniem odkryć, że smaruję swoje ciało nader nieekologicznymi produktami. Nie znam się na tym, jeżeli zaś Ty się znasz, chętnie przeczytam Twoją opinię.
Dla mnie kosmetyk musi spełniać kilka kryteriów. Powinien być łagodny dla skóry ( moje wrażliwe oczy od razu wyczują niebezpiecznego agresora, który sprawia, że pieką i łzawią ). Ważny jest dla mnie jego zapach ( szczególnie w przypadku kosmetyków do ciała) i miła konsystencja. Poza tym dobrze, jeżeli nie są szczególnie mocno naszpikowane tymi wszystkimi parabenami itd, ale przyznaję, że w tej kwestii kieruję się głównie informacjami z opakowania ( nie składem - na tym się nie znam) . Estetyka opakowania to kolejny ważny punkt, czasem nawet przesądzający o zakupie. Nie było tak jednak w przypadku żadnego z prezentowanych tutaj produktów, gdyż szczególną urodą nie powalają na kolana :) Ostatni czynnik to cena. Nie mogę pozwolić sobie na kosmetyki z perfumerii. Szukam tych w drogeryjnych cenach. Jeżeli mamy punkty wspólne na tej liście czynników - zapraszam :)
18 sty 2015
O meandrach blogowania
Czytelniku! Chcę Ciebie zaprosić i zastanawiam się, jak Cię skusić do wejścia w te moje skromne progi? Wiem bowiem, że moja Chatka dosyć jeszcze nieurodziwa. Ot, tylko z grubsza pobielone ściany, a w wirtualnym kącie - twarda ławka do przyklapnięcia na chwilę ( średnio na około 3 minuty). Szata graficzna raczej zgrzebna - pokusiłabym się nawet o porównanie z workiem pokutnym. Mogłabym wprawdzie tłumaczyć się zamiłowaniem do minimalizmu i prostoty, prawda jest jednak zgoła inna. Okazuje się bowiem, że język html, jest dla mnie zdecydowanie zbyt trudny. Poza tym odnoszę wrażenie, że opiera się głównie na trybie rozkazującym ( komendy), a ja zdecydowanie stawiam na dialog. Ciekawi mnie jeszcze, czy Bóg wymyślił go podczas mącenia w wieży Babel i czy można gdzieś kupić słownik z html-a na nasze. Jeśli gdzieś widzieliście taki, ratujcie! To wszystko to rzecz jasna dopiero czubek góry lodowej. Każdego dnia dowiaduję się bowiem o czymś nowym. Alchemia blogowania opiera się zatem nie tylko na moich słowach, lecz także na SEO, CSS i Google jeden raczy wiedzieć na czym jeszcze. A ja naiwna myślałam, że cała tajemnica tkwi tylko w słownej kreacji. Otóż nie i tenże Czynnik X (w tym miejscu stosowany zamiennie z SEO) to sprawa (ponoć) pierwszej wagi. Biada mi, naiwnej bździągwie!. Jakże wiele razy dawałam się ponieść rzece słów, zdawałoby się - sprytnie lawirując w meandrach własnych skojarzeń - nie zdając sobie sprawy z tych newralgicznych punktów, opisywanych na mapie tejże rzeki jako: h1, h2, h3 i tak dalej. Teraz, gdy próbuję uregulować jej koryto i trzymać się tych nowo poznanych zasad, nurt wyrywa mi się spod kontroli, a ja wracam do starych nawyków. I bądź tu człowieku mądry i bloguj! Poza tym mądre głowy doradzają, aby poznać nawyki swoich Czytelników. Nie serwować im nowych treści bez wcześniejszego zgłębienia ich przyzwyczajeń. Może się bowiem okazać, że gdy Ty publikujesz blogowy artykuł w arcyważnym temacie, oni właśnie tłuką schab na niedzielne kotlety, albo wciągają rosołowe nudle. I jak tu blogować i nie zwariować? :)
foter.com |
17 sty 2015
Dobre myśli - antidotum na stres i zmęczenie
Jak to zwykle przy sobocie, urobiłam się po same łokcie. A tu tylko niewielkie M3 z malutką kuchnią i łazienką. Jak ludzie sprzątają te swoje ponadstumetrowe lofty, pytam - no jak? Odechciało mi się dodatkowych metrów podłogi i dodatkowych okien, no chyba że zostanę jakąś milady z własną świtą, jednak na to zdecydowanie się nie zapowiada. W ramach odreagowywania i mentalnego odpoczynku, podejmuje dziś zadanie, jakie kilka dni temu zaproponowała mi autorka bloga keepdestination. Polega ono na przypomnieniu sobie ważnych dla nas chwil, które nastrajają nas pozytywnie i wywołują uśmiech na twarzy. To skuteczna praktyka wspomagająca proces relaksowania się, wyciszania - bądź odwrotnie - dopingowania siebie do działania. Wszystko zależny od celu, jaki chcemy osiągnąć. Inne obrazy z własnych wspomnień działają na nas relaksująco, inne zaś dopingująco. Ważne jest to, że przypominanie sobie znaczących i dobrych wydarzeń w naszym życiu, pomaga skierować naszą uwagę na jego pozytywne aspekty, na osobiste osiągnięcia, sukcesy czy satysfakcjonujące relacje. Wspomaganie się zdjęciami jest jak najbardziej dozwolone. Osoby, które często doświadczają trudnego do opanowania stresu, zachęcam do noszenia przy sobie wybranego zdjęcia, które dokumentuje jakieś wspomnienie związane z relaksem, wypoczywaniem, regenerowaniem się.
16 sty 2015
Kto bogatemu (w wyobraźnię) zabroni?
Gdy zaczęłam rozmyślać nad tematem, mój umysł wszedł na niebezpiecznie wysokie obroty. Skojarzenia wyskakiwały jedno za drugim, zupełnie nieskrępowane ograniczeniami geograficznymi czy grubością portfela. Jedną nogą byłam zatem w dalekim i chłodnym Petersburgu, by już za chwilę szukać cienia przed meksykańskim słońcem, a jeszcze później oblizywać usta po wciągniętym na szybko tapas, tuż przed zgłębianiem zbiorów Muzeum Prado. Tak to już jest - daj palec - wezmą całą rękę. Nie inaczej było tym razem ze mną, choć dawcą i biorcą tejże ręki byłam ja sama, a cała operacja nie wyszła poza granice mojej wyobraźni. Postawiłam sobie bowiem trudne, mentalne zadanie, polegające na stworzeniu mojej listy Top 3 światowych muzeów, których zbiory chciałabym kiedyś zobaczyć. Tenże Top był jednak zdecydowanie zbyt cropped i nie sięgał nawet do pępka moich pragnień. Uznałam, że Top 5 jest bardziej zasadny, a ostatecznie po prostu poszłam na całość. Reasumując: kto bogatemu (w wyobraźnię) zabroni... No kto ? :)
museofridakahlo.org |
14 sty 2015
6 sposobów na styl boho w domu
Nie lubię sztywnych, wykrochmalonych kołnierzyków, zapiętych pod szyję na ostatni guzik. Podobnie mam z domami - te zbyt wymuskane i "od linijki" to zwyczajnie nie to. Od zawsze pociąga mnie szczypta bohemy zamknięta w czterech ścianach. To ściany nadają jej formę - wystarczająco odległą od atelier cudacznego artysty, bywającego na bakier z porządkiem i ładem - wystarczająco bliską mojej wrażliwości na kolory, faktury czy wzory. I choć nigdy nie umoczyłam ust w absyncie, a życie prowadzę bardzo konwencjonalne, ja też czuję tego ducha. Czuję go bardzo wyraźnie. W niedbale rozrzuconych na kanapie poduchach - eksplodujących kolorami i wzorami rodem z Indii albo Ameryki Południowej. W dywanach, ręcznie tkanych gdzieś w starych marokańskich i tureckich manufakturach. Zamiast skomputeryzowanych maszyn, wolę widzieć tam pochylone plecy rzemieślników, wkładających serce w misterne sploty wełnianych i jedwabnych nici. Czuję go w bajecznie kolorowej ceramice, która zaklęta w kształt kubka czy filiżanki, przy niespiesznym zbliżeniu do ust, ujawnia moc kawy lub herbaty. W ruchach pędzli zastygłych na powierzchni płócien, których wartość bywa tylko sentymentalna. To jest boho. Styl boho we wnętrzach trudno jest przełożyć na słowa. Dużo lepiej radzą sobie z tym obrazy. Rzucasz okiem na zdjęcie wnętrza i po prostu wiesz, że to jest to. Swoboda, luz, wyrafinowanie. Wyważona dawka tego co kolorowe, z tym co jest jednobarwnym tłem, mocno do mnie przemawia. Trochę artystycznego rękodzieła, absolutny zakaz przewidywalności. Tak jak każdy z nas ma kompletnie inne linie papilarne, tak i mieszkania w stylu boho są niepowtarzalne.
residencemagazine.se |
13 sty 2015
Zemsta bylejakości
Czy dosięgła Cię kiedyś zemsta bylejakości?
Pamiętam ten dzień jakby to było dzisiaj. W biegu, jak zwykle prawie spóźniona. Bałam się, że za chwilę będę musiała gonić ogon tramwaju... Właśnie trwała moja przygoda w zawodzie pedagoga - uczyłam psychologii. Klasa przedmaturalna, technikum fryzjerskie. Jak zwykle we wtorkowe, wczesne popołudnie miałam poprowadzić 2 lekcje. To był marzec. Cherlawy, jak to ma w naturze. Nie wiem, czy z buntu przeciwko zimie, czy w ramach ośmielania wiosny, wdziałam na siebie jakieś lekkie ciuchy i moje nowe buty. Szpilki, lakierowane, w kolorze oliwki. Z czubkiem, takim jaki powracał wtedy do łask, bardzo ładne. Chwaliłam się tymi szpilkami na prawo i lewo. To był "łup" z ostatnich, lutowych tchnień przecen w Parfois, za bodajże 19.90. Łowczyni okazji, z trofeum na stopach w rozmiarze 36 łamane na 37, pędziłam na ten tramwaj jak na złamanie karku. Ze złamanym obcasem. Ten ugiął się przed zadaniem niemalże tuż za progiem, zaraz po wyjściu z bloku. Nie wytrzymał presji zadania albo mego ciała :). Ja natomiast nie wytrzymałam ( a może jednak wytrzymałam?) presji czasu i popędziłam dalej, z tymże złamanym obcasem. Nie było bowiem odwrotu. Powrót nawet na 5 minut do domu groził sporym opóźnieniem rozpoczęcia zajęć ( tak to jest, jak wychodzi się na ostatnią chwilę). Od razu przypomniał mi się filmik instruktażowy w przypadku złamania obcasa, w postaci reklamy mentosów. Nie skorzystałam, a podczas lekcji zasiadłam za biurkiem - jak na "profesorkę" z technikum przystało - i w tej pozycji prowadziłam lekcje. Tak, to była zemsta. Zemsta bylejakości.
Pamiętam ten dzień jakby to było dzisiaj. W biegu, jak zwykle prawie spóźniona. Bałam się, że za chwilę będę musiała gonić ogon tramwaju... Właśnie trwała moja przygoda w zawodzie pedagoga - uczyłam psychologii. Klasa przedmaturalna, technikum fryzjerskie. Jak zwykle we wtorkowe, wczesne popołudnie miałam poprowadzić 2 lekcje. To był marzec. Cherlawy, jak to ma w naturze. Nie wiem, czy z buntu przeciwko zimie, czy w ramach ośmielania wiosny, wdziałam na siebie jakieś lekkie ciuchy i moje nowe buty. Szpilki, lakierowane, w kolorze oliwki. Z czubkiem, takim jaki powracał wtedy do łask, bardzo ładne. Chwaliłam się tymi szpilkami na prawo i lewo. To był "łup" z ostatnich, lutowych tchnień przecen w Parfois, za bodajże 19.90. Łowczyni okazji, z trofeum na stopach w rozmiarze 36 łamane na 37, pędziłam na ten tramwaj jak na złamanie karku. Ze złamanym obcasem. Ten ugiął się przed zadaniem niemalże tuż za progiem, zaraz po wyjściu z bloku. Nie wytrzymał presji zadania albo mego ciała :). Ja natomiast nie wytrzymałam ( a może jednak wytrzymałam?) presji czasu i popędziłam dalej, z tymże złamanym obcasem. Nie było bowiem odwrotu. Powrót nawet na 5 minut do domu groził sporym opóźnieniem rozpoczęcia zajęć ( tak to jest, jak wychodzi się na ostatnią chwilę). Od razu przypomniał mi się filmik instruktażowy w przypadku złamania obcasa, w postaci reklamy mentosów. Nie skorzystałam, a podczas lekcji zasiadłam za biurkiem - jak na "profesorkę" z technikum przystało - i w tej pozycji prowadziłam lekcje. Tak, to była zemsta. Zemsta bylejakości.
12 sty 2015
Najlepsza faszerowana papryka i faszerowane bakłażany
Dziś bez wstępów, prosto do rzeczy. A rzecz też w sumie prosta, pyszna i obłędnie pachnącą. A i oczy nią nakarmisz przy okazji. W sumie za jednym zamachem prawie wszystkie zmysły załatwione, bo i po brzuszku na koniec z przyjemnością się poklepiesz. Obiecuję :) Wspaniała faszerowana papryka i bakłażany. Cóż to była za uczta, nawet Magdy Gessler nie bałabym się zaprosić pod swój dach na te papryki i bakłażany. Wczoraj robiłam je pierwszy raz w ten sposób i coś czuję, że nie ostatni - w tym tygodniu :).
11 sty 2015
Prosty kalendarz ścienny DIY
Tik-tak, tik-tak, tik-tak... wyznacza rytm życia. W dzieciństwie kojarzyło się tak przyjemnie z pewnym wąsatym panem, który zabawiał z telewizora. Dzisiaj to dźwięk często kłujący w uszy, co nachalnie przypomina, że "nie ma czasu do stracenia", że "czas to pieniądz" . Wiadomo o co chodzi. Dopiero co chowaliśmy facjaty przed śmigającymi w powietrze korkami od szampana, a dziś już 11. Zaraz 12, 13... Niby fajnie, coraz bliżej wiosna i nawet aura zdaje się sprzyjać takiemu hiper optymistycznemu spojrzeniu na styczeń. Ani mrugniesz okiem a zlecą się bociany, żaby zaczną budzić się z zimowej hibernacji, na parapecie zakiełkuje ci wiosennie bazylia, a ty rozpoczniesz jakieś instagramowe wyzwanie z bikini w tle. Ani się obejrzysz, a rozpanoszą ci się na skroniach włosy w odcieniu najmodniejszej szarości, a na urodzinowych tortach będziesz wbijać jedną symboliczną świeczkę. No i z przerażeniem uświadomisz sobie, że gdy dzieci z podstawówki mówią o starych babach, to tyczy się absolutnie wszystkich po 30-stce :)
8 sty 2015
Wyzwanie: wprowadzam trzy zdrowe praktyki
Wydeptałam sobie ścieżkę - jak przystało na zwierzę stadne. Dosyć krótką i nieskomplikowaną, taką do przejścia na czuja - nawet przy zamkniętych oczach. Wiedzie ona - niczym u zwierząt - do wodopoju. Wiedziony zapachem, podąża nią także mój samiec. Zapachem bynajmniej nie moim, lecz kawy.
Poranna kawa na czczo ( na szczęście bez papierosa ) to mój codzienny rytuał. Myślę, że wręcz nawyk. Niestety tych nie do końca zdrowych mam trochę na sumieniu. W menu za dużo tej białej, słodkiej śmierci. Na 10 obiadów, pewnie z 9 dosolę bez spróbowania. Bąbelki i czipsy to nie moja bajka, przynajmniej tu jestem czysta jak łza i świecę dobrym przykładem. Ale już w kwestii wyboru czekolady nie kieruję się procentową zawartością kakao. Dla zachowania równowagi postanowiłam wprowadzić więcej zdrowych praktyk, które mam nadzieje rozgoszczą się w moim stylu życia i zostaną na dłużej, jako zdrowe nawyki.
7 sty 2015
Jak pracować nad swoją cierpliwością?
Dlaczego na wakacjach dużo łatwiej być cierpliwym? |
6 sty 2015
Rozgrzewająca zupa grzybowa z "Jadłonomii" i zimowy spacer
Nareszcie wyłoniliśmy się na porządny, zimowy spacer. Taki z prawdziwego zdarzenia, po którym poliki i nosy konkurują kolorem z brzuchami gili, a i o te drugie nie trudno- i to nie tylko na drzewach :) Zewsząd otaczały nas chmary dzieci, testujące najnowsze modele dupolotów i sanek. I tylko od czasu do czasu zdarzał się jakiś niedorosły delikwent, narzekający na zbyt duże prędkości roztaczane tymi płozowymi pojazdami. Cały park brzmiał śmiechem i zadowoleniem. Dopiero bliżej zmierzchu do tej melodii doszedł jeszcze jeden dźwięk, później zidentyfikowany jako szczękanie zębów. Wprawdzie nie da się zagrzać na zapas, ale bliskie wspomnienie pysznej i gorącej zupy grzybowej okazało się na tyle krzepiące i podnoszące na duchu, że doczłapaliśmy do auta z tym samym co na początku uśmiechem, przyklejonym na zmarznięte gęby. Przez myśl przemknęło mi nawet, że można by taka zupę zabrać ze sobą w termosie. Byłoby to jednak trochę niehumanitarne wobec wszystkich innych parkowych zmarzluchów :)
5 sty 2015
Co mi się marzy do domu
Zgłębiam dziedzinę nieulegania chwilowym zachciankom i modom. Idzie mi coraz lepiej. Coraz rzadziej miewam nagle zrywy serca w czasie spaceru korytarzami Ikei, przestałam też przeglądać wirtualne magazyny pełne różnorakich duperelek, z których każda po kolei może wydawać się niezbędna i zdecydowanie masthew. Kiedy mieszkanie było jeszcze czystą, niezapisaną kartą, a z każdego kąta wyzierała pustka, o wiele łatwiej było o różne potknięcia i pomyłki. I chociaż feng-shui nie zostało nawet rozpakowane z kartonowego pudła - i tak żyje się nam tu świetnie. W zupełnej niewiedzy tych wszystkich mądrych zasad, egzystujemy sobie spokojnie, ostatnio z gołębiem- balkonowym przybłędą. Zatrujemy, że mamy swojego domowego peta - to zaś dowód na to, że u Zakładników pod dachem dobrze się dzieje. Ten iście sielankowy opis chciałabym jednak uzupełnić o listę braków. Nie spędzają mi snu z powiek, jednak na tyle długo zadomowiły się w moje wyobraźni, że nadaję im status "braków". One zdecydowanie powinny tu być, już jest na nie miejsce na podłodze, w kącie czy gdzie tam jeszcze trzeba. Inne klamoty się poprzesuwa, jak trzeba to poupycha na tej wcale nie dużej przestrzeni. Się to jakoś zorganizuje. Z wielu plątających się po głowie, wykrystalizowała mi się w ostatnich miesiącach taka właśnie piątka.
h&m home |
4 sty 2015
Kulturalnie w nowym roku
Jestem zodiakalnym Bykiem - a to właśnie o Bykach często piszą, że są zmysłowe i wrażliwe na piękno natury czy sztuki. Piszą oczywiście również o trudnym charakterze tych rogatych delikwentów, ale kto z dyplomem psychologa w kieszeni przejmowałby się takimi astrologicznymi głupotami? :) Co do kwestii wrażliwości na piękno jestem zaś w całkowitej, wewnętrznej zgodzie mojej byczej natury. Wizyta w muzeum to dla mnie rzadko stracony czas. Potrafię wydać spore sumy na bilety wstępu do ciekawych galerii, albo stać w długaśnych kolejkach do upragnionego wejścia ( kto czekał w kolejce do Muzeów Watykańskich, wie o co chodzi). Słuchanie muzyki na żywo to jedna z największych dla mnie przyjemności - no może z wyjątkiem "koncertów" weselnych kapeli, wykonujących covery hitów disco polo. W tym roku chciałabym więcej i częściej korzystać z tego, co w sferze kultury i rozrywki oferuje nie tylko Śląsk, ale chociażby moja własna, domowa biblioteczka czy płytoteka. Regularnie się odchamiać, jak zwykło się potocznie mówić. W opozycji do tego nader nieeleganckiego sformułowania stoi zaś piękne określenie " randki artystycznej", z jakim spotkałam się na blogu Kasi z simplicite.pl. Myślę, że nie do końca jest on synonimem słynnego "odchamiania", jednak idea pozostaje zrozumiała. To taki czas dla siebie, kiedy to możemy pokontemplować, pozachwycać się czyjąś twórczością, nasycić pięknem, zainspirować siebie do nowych, twórczych działań. Czy przeglądanie kreatywnych blogów to również będzie randka artystyczna? Sama nie wiem, ale jestem skłonna zaliczyć tą aktywność, gdyż ostatnio zajmuje mi sporo czasu :) Sama z niecierpliwością szykuję się na wtorkową dosłownie randkę ( przy okazji artystyczną). Zakładnicy wędrują bowiem na jazzowy koncert do sali kameralnej nowiutkiej i króciutko śmiganej siedziby NOSPR-u w Katowicach. Co to takiego? Jedna z najnowocześniejszych sal koncertowych w Polsce i Europie, ponoć z nieziemską akustyką i ciekawą architekturą. I to za całe 20 zł za bilet. No błagam, niewiele więcej niż randka w McDonaldzie przy hambigsach i coli ( czyli randez-vous rodem z gimnazjum). A myślę, że wrażenia znacznie cenniejsze :)
2 sty 2015
Mam swoją Jadłonomię
Już z samego rana przypuściłam atak na katar, który w nocy kompletnie rozłożył mnie na łopatki. Około południa walka wciąż nie była wyrównana, jednak z tendencją wyraźnej poprawy po mojej stronie. Postanowiłam, że będę nieugięta i nie dam się pokonać jakiejś wrednej chorobie. Działam na kilku frontach i poza medykamentami z apteki, faszeruję się jeszcze zdrowym jedzeniem. Ponoć kasza jaglana pomaga w walce z katarem, gdyż łagodzi stany zapalne błon śluzowych. Postanowiłam przetestować to na swoim organizmie, aplikując jagły na śniadanie. Czy jej zbawiennie działanie na moje nozdrza dojdzie do skutku wciąż pozostaje pod wielkim znakiem zapytania, jednakże pewne jest, że po świątecznym obżarstwie takie lekkie i zdrowe śniadanie podziałało genialnie na moją psychikę. Zdecydowanie jagły górą w walce z kilogramami poświątecznych wyrzutów sumienia!! Organiczny i ekonomiczny środek rodem ze Społem o arcywybitnych walorach smakowych i leczniczych.
1 sty 2015
W idealnej równowadze
Z wyjątkiem zdrowia, którego stan nieopatrznie wymknął mi się spod kontroli ( tak to jest, jeśli w tęgi mróz zapomnisz zabrać z domu czapkę), dzisiejszy dzień ulokował się w obszarze idealnej równowagi. Równowagi bycia z innymi i z sobą samą. Mój wewnętrzny, gderliwy tetryk, od czasu do czasu podszeptuje mi na ucho, aby sylwestra spędzić w domu, jak Bóg przykazał. W kapciach i eleganckich spodniach od piżamy i z mężem na podorędziu, wspólnie pląsających po mitycznej białej sali. Rokrocznie zwycięża jednak potrzeba dobrej zabawy, a cekiny i szpilki wiodą prym nad wygodnym, domowym odzieniem. Szykuję zatem super-fryzurę (nieodbiegającą wprawdzie zbytnio od mojej zwyczajnej :) i stawiam czoła sylwestrowemu wyzwaniu. Z tak dobrą, stałą od kilku lat ekipą, nawet łapanie taksówki w posylwestrowym Krakowie jest do strawienia, a wiadomo że żołądki i wątroby mają co robić w tym czasie :) Zaś wieczorem, kiedy wszyscy dookoła wystrzelają już swoje zapasy fajerwerków i petard, Zakładnicy Codzienności powracają do swojego rytmu, odliczając kolejne miejsca na Trójkowej Liście Wszechczasów. Ciekawe kto z Was też jej w tym roku słuchał?