28 wrz 2014

Temple of Flora - wspaniałe ilustracje R.J. Thorntona

Swoim zwyczajem powinnam napisać wstęp, zanim przejdę do rzeczy i pokażę o co tym razem tyle hałasu. Wirtualnego hałasu rzecz jasna. Muszę jednak przyznać, że zwyczajnie odjęło mi mowę - również tą wirtualną. Wciąż wgapiam się w monitor z otwartymi ustami i łapię powietrze jak ryba poza swoim naturalnym ekosystemem. Tak- jestem zachwycona. Botaniczne ilustracje autorstwa R.J.Thorntona  z początku XIX wieku zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Idealnie wpisują się w obecne trendy - również te dekoratorskie - kiedy to retro zielniki w formie obrazów i plakatów zdobią ściany pięknych i modnych domów. Kto jednak miałby chętkę na właśnie te ilustracje ma trochę skomplikowane zadanie. Ponoć ( jak wyczytałam na stronie magazynu The Planthunter  ) osiągają one bardzo wysokie ceny wśród kolekcjonerów - oczywiście rzecz tyczy się oryginalny egzemplarzy . Za życia autor tych  roślinnych ilustracji nie zrobił z nimi wielkiej kariery, ale to co piękne i stylowe zawsze się obroni. Zawsze. Czasem trzeba tylko trochę poczekać.




25 wrz 2014

Chodźmy na orzechy!

Przyniosłam do domu kilo orzechów. W pięknych, twardych łupinach. Przyniosłam je prosto z targu - kilo za dychę. I przypomniało mi się... kiedyś to się chodziło na orzechy... Dom blisko lasu ma swoje mocne i słabe strony. Czasem nocą złowieszczo pohukuje sowa i przypomina wszystkie straszne sceny z  Miasteczka Twin Peaks -bo właśnie z tym serialem kojarzą mi się sowy ( ale może to zupełnie nietrafione skojarzenie? Nie wiem - oglądałam go przez szparę w drzwiach chyba ze 20 lat temu)...  Czasem jelenie odprawiają swoje głośne romanse prawie tuż pod drzwiami, nie kryjąc się ze swoją namiętnością... Ma jednak również milion dobrych stron, a jedną z nich jest właśnie bliskość lasu. Pamiętam te szalone poszukiwania orzechów na leszczynach nieopodal domu. Prawdziwa walka z wiatrakami wiewiórkami! Wciąż mam w pamięci jak wiele, wiele lat temu - w swoim czerwonym płaszczyku -  przetrząsałam tony liści pod leszczynami w poszukiwaniu opadniętych orzechów. I ta wielka radość i przyjemność, jak udało się jakiegoś  znaleźć. Upychałam je  do kieszeni a potem trzeba było jeszcze znaleźć dostatecznie duży i raczej płaski kamień, rozbić  i zobaczyć co jest w środku. Czy ziarenko jest duże i soczyste, czy może już zbutwiałe, zasuszone i bardzo niesmaczne... Albo jak z rodzicami i babcią pojechaliśmy trochę dalej od domu, do lasu ... Gdy rodzice zniknęli  w gęstwinie, a potem przynieśli wielką, pasiastą torbę wypełnioną orzechami. Co było potem? Nie pamiętam, ale z pewnością wielkie wieczorne łuskanie. Pamiętam pewien piękny, wrześniowy dzień kilka lat temu. To był chyba mój  ostatni cały wrzesień w domu, byłam jeszcze na studiach. Dżi wróciła do domu ze szkoły i poszłyśmy razem na górkę... Wtedy znalazłyśmy najpiękniejsze, laskowe orzechy - dorodne, wielkie, w błyszczących łupinach. Byłyśmy dumne i szczęśliwe, było wspaniale.





24 wrz 2014

Lampion z chwostami DIY

Długie, smukłe świece. Takie ostatnio do mnie najbardziej przemawiają. Wybaczam im nawet to, że zwykle nie roztaczają cudownie kojących zapachów. Są bezwonne. Ale w czym innym tkwi ich urok i uroda więc znoszę je do domu dziesiątkami i rozstawiam po parapetach i meblach. Te długie  zapalam w wyjątkowych przypadkach - podobają mi się najbardziej takie czyste i nieskalane ogniem. Dziewiczo białe. Wyglądają elegancko i wytwornie a przy tym prosto i nieprzekombinowanie. Gdy kilka dni temu do domu przyniosłam następne opakowanie, okazało się, że nie mam ich gdzie włożyć. Postanowiłam zatem sięgnąć po najprostszy sposób i zrobiłam lampion ze słoika.



23 wrz 2014

O stylu

Ostatnio sporo czytam o stylu, nie tak jak dawniej w kolorowych magazynach, ale na bardzo lubianych przeze mnie blogach. Ot, choćby dla przykładu wymienię simplicite czy styledigger. Ich autorki zrobiły mi - zupełnie nieświadome- pranie mózgu w kwestii zakupów - dodajmy zakupów nowych strojów. Obyło się bez niechcianych skutków ubocznych, a cały proces przebiega ( tak, wciąż przebiega) w atmosferze spokojnej i przyjaznej. Nie ma spazmów, że brak, że nie mam, że potrzeba, że teraz modne, że nieodzowne. Pomyśleć, że kilka miesięcy temu - mając wtedy na uwadze wielomiesięczną zakupowa posuchę powiązaną z remontem mieszania i jego urządzaniem, drżałam z obaw jak ja to przetrwam? No jak? Wisząc z siostrą na telefonie przeżywałyśmy, że to już koniec, że teraz to już tylko te mieszkania i mieszkania... Teraz dopingujemy się nie tyle do zakupowej abstynencji ( bo nie o to tu chodzi) ale do świadomego planowania i budowania własnego stylu ( a co za tym idzie również tego co wisi na wieszakach w szafie). Stylu, stylu, gdzie jesteś? Jeszcze gdzieś tam w oddali, ledwo mi majaczysz, ale bliżej mi do Ciebie niż dalej, już to wiem!! Wreszcie zaakceptowałam, że moją garderobą rządzi pragmatyzm. Zdarza mi się jeszcze kupić rzecz w stylu butów tzw. randkowych ( czyli takich na ok.2-3 h a potem robi się nieprzyjemnie..)  - ale coraz rzadziej. Teraz stawiam na to, co mogę rzeczywiście  na siebie założyć, a nie kolekcjonować jako kolejny, ładny ciuch do szafy. Jeszcze kilka takich tam pomieszkuje...starzy lokatorzy z meldunkiem na czas określony. Pewnie niedługo powędrują w jakieś inne, mniej komfortowe miejsce. I coś czuję, że to nie będzie mój grzbiet. To wszystko zupełnie nie przeszkadza mi zachwycać się modą i doceniać pomysłowość projektantów. Wzdychać sobie do niecodziennych, prześwitujących sukni, kozaków do polowy uda lecz z wycięciami na palcach, czy spódnic z piór. Idąc tym tropem, ostatnio wzdychałam sobie do kilku pięknych sylwetek ... 




18 wrz 2014

Urocze ścienne kalendarze

Ten nasz rok to już chyba sobie  krótką  i lekko  szpakowatą brodę zapuścił, taką  iście hipsterską. Jeszcze nie jest tak znowu stary, ale to już nie młodzieniaszek, o nie. Ma za sobą wiosenne zauroczenia, letnie romanse i pierwsze, wczesnojesienne rozczarowania. Przed nim jeszcze najlepszy złoty wiek, nieskończone podsumowania, odhaczanie zrealizowanych planów i  marzeń. Na koniec dostanie huczne pożegnanie, ale to już na spółę z przywitaniem nowego. I choćby nie wiem co i tak po tym wszystkim usłyszy w kuluarach  "oby ten nowy był lepszy". No cóż, taki los. Ale stary, spokojnie! My Ciebie wciąż celebrujemy. Jeszcze dasz nam  dni październikowe- kolorowe i mgliste. Listopadowe - na pewno w najpiękniejszych odcieniach szarego. No i grudzień - kto wie, może total white look? A ten nowy, to jeszcze jest  kruszyna- czeka sobie gdzieś tam  w kolejce. Aby się nie nudził, ktoś zrobił mu już roczny grafik pracy.

17 wrz 2014

Jesienna crostata ze śliwkami

Och, jak ja uwielbiam nosić wielkie siaty z jesiennymi zakupami. To zupełnie inna historia, niż jakieś prozaiczne, codzienne sprawunki. Mogę taszczyć je na to nasze 4 piętro choćby codziennie. Siaty wypchane jabłkami, śliwkami, cukinią i czerwoniutką papryką. No jak się nie obłowić na targu, skoro każdy stragan aż kipi kolorami? Jak odejść bez kolejnego kilograma smakołyków pełnych błonnika i witamin? Oprzeć się urokowi gruszki-konferencji albo śliwkom o niewdzięcznej nazwie mieszaniec :) Trudne decyzje to takie, czy skusić się na jabłka twarde i słodkie czy kruche, soczyste i kwaskowate. Czy upiec szarlotkę czy ciasto ze śliwkami... Życzyłabym sobie zawsze już tylko takich dylematów. 




15 wrz 2014

La Dolce Vita

Słodkie życie... Ciało nagrzane słońcem, rozleniwione do granic możliwości. Od czubków placów aż po cebulki włosów - cudowna niemoc. Błogostan rozlany po wszystkich komórkach organizmu... Zapach morza, kokosowego olejku do opalania i orzeźwiających drinków z limonką i miętą.  Sjesta, która trwa od rana do późnych godzin nocnych. I tylko krótkie chwile pełnej mobilizacji, by znaleźć najlepsze miejsce na plaży. I te  parasole. Ogromne, kolorowe, pełne letniego majestatu. Konkurują z palmami o głodnych cienia, pozwalają być jeszcze bliżej wody. Dają ukojenie oczom, wymęczonym poszukiwaniem muszelek w złotym piasku. Kokietują towarzystwo swoim retro urokiem. Sprzedają powab trochę mniej doskonałym ciałom. Chociaż te tzw. fałdki  to przecież tak  rzadki widok u Włochów.



14 wrz 2014

Jesienne ciasto marchewkowe

Idealne ciasto  na jesień. Jak jesień. Trochę wilgotne, bardzo kolorowe- z przewagą brązu wpadającego w pomarańczowy. Bogate we wszystko to, w co obrodził sad i ogród ( lub ewentualnie stoisko z owocami na rynku).  Marchew - soczysta, pełna karotenu, obiecująca złocistą skórę aż do przylotu bocianów.  Śliwki i morele - pomarszczone jak twarze ludzi w jesieni życia. Zasuszone, słodkie i pełne błonnika.  Za zjedzenie  takiego placka bez problemu uzyskasz rozgrzeszenie - nawet gdy jesteś na odchudzającej diecie. Ono jest pełne nie tylko kalorii, ale i dobrego humoru i zdrowia. Takie lekarstwo na wrześniowe, mglisto-deszczowe popołudnia i wieczory.



11 wrz 2014

Dmuchane lampy Niche

Taka sobie wisi, goła i wesoła. Żarówka.  A mnie momentami doprowadza do rozpaczy. Wieczorami wali mi ostrym światłem po oczach ( ale tylko wtedy, gdy wypalą mi się wszystkie świece :) Za dnia wygląda jeszcze mniej powabnie. Stała się nawet swoistym cmentarzyskiem dla kilku pokoleń muszek owocówek i paru komarów. Wisi i wkurza. Nie zliczę liczby wyjść do Ikei w celu kupienia lampy. Przeglądania po sto razy tego samego asortymentu, z nadzieją, że może tym razem spostrzeże się go inaczej. Póki co nie podziałało. Jak wisiała, tak wisi - ale żeby nie było, że nam zwisa ta sprawa. Ale jak się człowiek naczytał wszędzie gdzie  tylko można, że oświetlenie to taaaakaaaa ważna sprawa, to  musi uaktywnić miliony szarych komórek w celu dokonania jednej decyzji. A przy tym uwzględnić liczbę zer w punkcie :cena ...  i najlepiej podzielić ją przez 10. No i  nam się to wszystko jeszcze nie udało.  Może to jest właśnie ta wyższa matematyka? :)

źródło zdjęcia: Niche

10 wrz 2014

Magia tych zdjęć

Ach, być taką zdolniachą... Tworzyć coś, co powoduje niekontrolowany opad szczęki, albo przynajmniej szybsze bicie serca... Przeżywać stany flow od rana do wieczora, nocami zaś doświadczać cudownych iluminacji. Bo wiadomo, że artyści to nocne marki.... Ups, czasem lubią sobie też trochę dłużej , niż taki "przeciętny" człowiek, pospać -  więc z tym flow od rana może być trudno... Ale o tym cicho, sza...   A zatem wróćmy na start! Ach, być taką zdolniachą. Mieć tak zręczne opuszki palców, mieć tzw.oko. Z byle czego stworzyć Coś przez duże C.. Pielęgnować wizję trochę dłużej, niż do następnej idei beztrosko galopującej w umyśle.  Nie poddawać się zwątpieniu, żyć tylko o kawie i dymku. I mieć niegrzeczny charakter - bo wiadomo, że grzeczni siedzą przy biurkach, a niegrzeczni tworzą. Dopasować się jak puzzel do artystycznej układanki... I tu zaczyna się problem, bo mój puzzel za duży albo za mały. Nocą lubię spać. Rano wypijam kawę  - lecz nie puszczam dymka ( bez wątpienia udusiłabym się od razu). No i z tą wytrwałością u mnie tak marnie... 


9 wrz 2014

Tak pachnie jesień ...

O czym tu dzisiaj? Garstka słów na temat tego i owego, ale w sumie żadnych konkretów. A we wszystkich poradnikach dla blogujących piszą, aby nie pisać o niczym. Nie wbijać gwoździ w trumienki swoich blogów takimi trochę naciąganymi tematami. Serwować za to dobre rady, najlepiej złote, zaś brak oczywistej weny okrasić wirtualnym milczeniem - bo ono czasem również bywa tym drogocennym kruszcem. No chyba, że masz hot-temat, jak np. przegląd skórzanych oficerek albo modnych kaloszy. Ewentualnie przepis na konfiturę z jarzębiny - zanim jej ptaki do końca nie powyżerają -  czytelnicy  zdąża usmażyć sobie kolorowy  przysmak.... No nic, to ja dziś tak na opak. Bez złotych rad, przeglądów i zestawień. Za to z ulotnymi wrażeniami zapachów  jesieni. Czarna herbata i bursztyn - w nowej świecy. Esencja września. Zmysłowy i przytulny aromat - jak kaszmirowy koc lub ciepła skóra bliskiej osoby.  A herbata? Przez letnie miesiące nie wypiłam chyba nawet pół kubka. Ostatnio wciągam hektolitrami. Odurzam się cudownym aromatem earl grey, łagodzę niechciane humory białą. Robię podchody do zielonej. Wiem, wiem... ponoć bardzo zdrowa. Tylko czy nie za późno teraz zaczynać pracę nad dołączeniem do grona przyszłych stulatków? :) Wieczory migają płomieniem świec. Przepuszczam na nie miliony monet ( jak pisze ulubiona Miss Ferreira). Najchętniej kupiłabym beczkę pszczelego wosku i kręciła je sama. Tylko czy to się kupuje na beczki, czy może pomyliłam z winem?  A nowe świece mają kolor jak mech... On zawsze oprze się jesieni, jest cudnie zielony, soczysty. Dawniej robiłam z niego mięciutkie dywany w leśnych domkach. Czasem docierają gdzieś z zakamarków pamięci ślady zapachu mokrych gałęzi i ziemi, wymiatanych przy sprzątaniu "domków". No tak, okazuje się, że dekorowaniem mieszkań interesowałam się już ponad 20 lat temu :)




4 wrz 2014

Szukam przepisu na zupę dyniową

Rozpoznaję przeciwnika. Badam, czy skórka jest odpowiednio sprężysta, a kolor ma wystarczającą  dawkę słońca. Zahaczam o egzotyczną nazwę - wnikam w rodowody. Owiana nutką tajemnicy nie pozostawia mi wyboru - meczę googla, wypytuję, jestem dociekliwa- jak nigdy. Opracowuję misterny plan podbicia kubków smakowych. To ma być zupa, co wystrzeli nas w kosmos.  Nie poddam się łatwo, zgłębię recepturę, rozpracuję proporcje, jak trzeba pojadę do Tunezji po pachnące przyprawy ( ok - przesadzam :). Nie pokonają mnie moje własne stereotypy ( zupa dyniowa jest mdła i nijaka). Nie pokona mnie jej  mało interesująca nazwa ( dynianka). Nic mnie nie pokona, dopóki sama, na własne oczy ( a raczej język) nie przekonam się jak jest. Zbieram pomysły i inspiracje.  Rozważam imbir albo mleczko kokosowe. Szukam przepisu. A zupa- to be continued !!!




3 wrz 2014

Zatem wrzesień!

Nie da się już dłużej  udawać, że nic się nie dzieje. Bo się dzieje. Wyjęłam już czarne botki z szafy, posegregowałam chustki i szale, a mąż wreszcie nie jest za bardzo ciepły na przytulanie ! Taki żywy kaloryferek to zdecydowanie jedna z najlepszych opcji na zbliżające się  chłody. Idzie jesień. Stuka swoimi obcasami w chodniki, czasem zamienia je na nieprzemakalne Huntery. W zanadrzu ma też parasolkę, ale i okulary przeciwsłoneczne jeszcze mogą się przydać. Pogodowe rokowania nie są jeszcze przesądzone i Pan Zubilewicz na pewno wciąż negocjuje dla nas trochę słońca. Co poniektórzy szczęściarze dopiero teraz wyjadą na swoje Krety i Rodosy. Cwane boćki też już nas opuściły. Ale my się zimy nie boimy! Więc co tu dopiero mówić o jesieni. Zrobimy sobie zupkę z dyni ( już jest i eksploduje kolorem!), nasuszymy grzybów ( druga partia już w piekarniku, własnoręcznie zebrane :) ).  Powłazimy w babie lato - niech obklei nam policzki i włosy! Szczęściarze z areałem wreszcie sprawdzą czy marchewka w tym roku obrodziła i czy dziki nie wyżarły ziemniaków. A Faszionistki mają swoje September Issue, zatem dla każdego coś dobrego !

Ok, ok... byle do wiosny :))



1 wrz 2014

Jaki stolik kawowy wybrać

Dobre wychowanie nakazuje nie mówić o nieobecnych... Who cares? :) W końcu póki go tu nie ma, to i tak się nie dowie. Pewnie z samego mówienia tudzież pisania o nim również się magicznie nie zmaterializuje, nie poskłada do kupy i nie ustawi tuż obok kanapy. Temat jednak złowiony na wędkę umysłu nie opuszcza mnie od dłuższego czasu, zatem postanowiłam się mu dziś bliżej przyjrzeć. Panowie i Panie, mowa dziś o wielkim nieobecnym w moim mieszkaniu czyli stoliku kawowym.  Hasło "stolik kawowy" jest puszczane w eter z regularnością pojawiających się w domu gości, którym tak jakoś niewygodnie jest zaserwować kawę lub podsunąć pod nos ciasteczko. Jego brak nie jest aż tak bardzo dotkliwy, by wyć do księżyca z tęsknoty za nim, niemniej jednak kawałek podłogi jest na niego zarezerwowany od dłuższego czasu, i wcześniej czy później ma być. Wewnętrzne rozterki związane z mnogością atrakcyjnych opcji dolewają oliwy do ognia,  zaś ograniczona przestrzeń  i pustawa  kieszeń studzą ten wielce namiętny, stolikowy pożar.  Mimo wszystko ciekawych opcji jest kilka. Oto i one. Zatem jeżeli zastanawiasz jaki wybrać stoli kawowy, zapraszam do zapoznania się z moim przeglądem.


źródło: 1.bp.blogspot.com