Sposobów na niedzielę jest bez liku. Jedni w tym dniu zwalniają wewnętrzne obroty - jak już nie mogą wieść tak pożądanego współcześnie slow life - nastawiają się na celebrowanie slow day - tak przy niedzieli. Baraszkują dosyć długo w świeżutko zmienionej w sobotę pościeli. Przeciągają się, przewracając z boku na bok, przytulają do ukochanego ciała leżącego obok ( o ile to ciało obok również funkcjonuje w rytmie slow day i tkwi jeszcze w łożu), albo się do nikogo nie przytulają. I tak im dobrze. Potem pachnąca kawowo kawa, może zgodnie z filozofią 5 przemian, może i nie. Śniadanie, najlepiej instafotogeniczne, co sama ostatnio praktykuję i wcale nie potępiam. Potem laptopik lub jakiś inny bardziej cud techniki, wertowanie internetów w akompaniamencie śpiewu ptaków, lub wertowanie książki, odpuszczanie tego co można odpuścić... Drudzy wchodzą na wysokie obroty. Od 5-6 na nogach, poranna przebieżka albo i coś większego w okolicznym parku lub lesie. Szybki prysznic, ogarnianie rzeczywistości nieogarniętej przez cały tydzien - pustki w lodówce, pełni w koszu na pranie. Ogarnianie telefonów, e-maili, chciałoby się napisać listów tradycyjnych, ale to są zbyt slow jak na współczesne standardy. A potem wir spotkań towarzyskich. Niektórzy funkcjonują przy niedzieli w trybie mieszanym. Uwarzą rosół, praktykując przy tym uważność, a przy rosole jest pole do popisu bo to najbardziej slow zupa jaką mam w wyobraźni. Przy kotletach zwiększą na chwilę obroty, energicznie machając tłuczkiem. No chyba że pójdą w stronę lipcowego chłodnika i odpuszczą sobie drugie danie, mimo niedzieli.
Gdybyście dzisiaj wyczerpali już swoje pomysły na ten dzień ( w co mimo wszystko wątpię), gdyby przejadły się wam rowerowe wycieczki, piesze eskapady, spotkania towarzyskie przy grillu, wypoczywanie na łonie ogródka działkowego, parku, ugoru, skweru lub w najgorszym przypadku - balkonu. Jakbyście nie wiedzieli gdzie mają was dziś nogi ponieść, gdzie znaleźć trochę cienia lub dach nad głową ( na okoliczność szybko zmieniającej się pogody)- rekomenduję wam Galerię Szyb Wilson. Tak, to w Katowicach - kieruję zatem moją rekomendację do czytelników ze Śląska i okolic, pokusiłam się jednak o przydługi wstęp dla reszty świata :)
Do połowy sierpnia trwa tam wystawa prac w ramach Art Naif Festiwal. A dzisiaj na Nikiszowcu jest jarmark związany z festiwalem. Ja na wystawę wybrałam się 2 tygodnie temu i to był miło spędzony czas. Sama galeria zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie, prace wyeksponowane są w pięknym, prostym wnętrzu, a zwisające z sufitu żarówki na długich kablach muszą świetnie wyglądać wieczorem.
Taki miałam sposób na niedzielę 2 tygodnie temu, a dzisiaj się pomyśli :)
A Wy, co lubicie robić w niedziele? W który tryb wchodzicie częściej?
pozdrawiam wszystkich
Marta
My w niedziele zazwyczaj odpoczywamy po slubie sobotnim :) tak wiec lezenie i nic nierobienie to nasze ulubione zajecie :)
OdpowiedzUsuńno należy się Wam Marylko skoro w sb pracujecie!
UsuńW imieniu reszty świata dziękuję za ten wcale nie przydługi, a świetny wstęp.
OdpowiedzUsuńU mnie dziś był slow day. :-)
dziękuję :)
UsuńNiedziela to dla mnie absolutny slow dzień- po Kościele ulubiona kawa, potem obiad i czas na spędzanie czasu z rodziną czy narzeczonym, w formach bardzo różnych-grill, spotkania, rowery, spacery... uwielbiam takie dni! Poniedziałek jest bolesny, ale za to odpoczynek porządny! :)
OdpowiedzUsuńslow day jest baaardzo potrzebny po pełnym tygodniu wrażeń. a może być ten slow day bardzo aktywny - tak jak piszesz :)
UsuńMarto, właśnie zobaczyłam Twoje zdjęcie "profilowe" w kolumnie po prawej stronie i muszę przyznać, że jest OBŁĘDNE!!!!
OdpowiedzUsuńdziękuję ;)
OdpowiedzUsuń