19 kwi 2015

Stać cię na więcej niż myślisz...


W tamten piękny, wczesnojesienny dzień, opyliliśmy już bułki z tuńczykiem z puszki i pakę kabanosów, przegryzając na deser orzechy laskowe i inne bakalie. W plecaku topniały zapasy na dalszą część wędrówki, jednak widoki zapierały dech w piersiach i odciągały uwagę od takich prozaicznych życiowych kwestii jak jedzenie. Po prostu karmiliśmy oczy z rozdziawioną gębą. Poza tym wyprawa miała jeszcze bardzo praktyczny charakter.   Za kilka tygodni miał się odbyć nasz ślub, zwialiśmy zatem na weekend w Tatry żeby zapomnieć o tym całym stresie. A ja o mojej delikatnie przyciasnej w cyckach sukience. Nasi towarzysze przekonywali nas, że nie bedzie  źle - sami niedawno  przeżyli ślub i wesele, czego wtedy szczerze im zazdrościliśmy.

Gdyby ktoś wtedy powiedział mi, że idziemy na jakiś ponad dwutysięcznik, po prostu postukałabym się palcem po głowie i została paść owce na hali. Ja zwyczajnie nie wiedziałam gdzie zmierzamy, więc w swoim tempie, krok za krokiem wdrapałam się bez szczególniej zadyszki na Starorobociański Wierch. Gdy dowiedziałam się, że mierzy 2176 m n.p.m. dosłownie pękłam z dumy. A potem poczułam tak nieopisaną radość i satysfakcję, nie dowierzając w to, że udało się tak po prostu, bez jakiś przygotowań. W tamtym roku to była moja  pierwsza wędrówka po Tatrach, w weekend przeszliśmy  około 50 km.







Od ponad tygodnia biegamy. Po pierwszym wspólnym biegu rozmawialiśmy o tym jaki dystans chcielibyśmy pokonać za jakiś czas. Niedaleko naszego osiedla jest bowiem staw, wokół którego prowadzi całkiem przyjemna ścieżka dla rowerzystów i biegaczy. Uznaliśmy, że za kilka tygodni być może uda się nam  pokonać cały ten dystans bez przystanku.  Udało się już następnego dnia :) Stwierdziliśmy, że spróbujemy i poszło.  To 4 km -  pewnie nie zrobi wrażenia na kimś kto biega od dawna, na mnie jednak robi i daje mi ogromnego motywacyjnego kopa.  Niedawno wróciłam z 5 biegu bez przystanku... i bez zadyszki :)

Jakiś czas temu sądziłam, że jestem typem kanapowca z krwi i kości, którego sportowe zainteresowania mogą kręcić się jedynie wokół długich spacerów  i delikatnych rowerowych przejażdżek. Sądziłam, że sport jako forma wypoczynku czy relaksu nie jest dla mnie. Uważałam, że nie mam szczególnie dobrej kondycji, siły czy odpowiedniej zwinności, by dać sobie radę w czymś bardziej wymagającym.  Podziwiałam tych, którzy regularnie uprawiają jakąś dyscyplinę i mają dobrą formę. Samej siebie absolutnie nie postrzegałam jako osoby zdolnej i chętnej do tego typu aktywności. Teraz wiem, że wynikało to z wewnętrznego przekonania o braku sprawności i kondycji, które jest jednak znacznie dalekie od prawdy i zdecydowanie zbyt surowe.  

 Proces podcinania sobie skrzydeł rozpoczyna się w twojej własnej głowie. Jego siłą napędową są twoje    przekonania na swój temat. Odpowiedz na pytanie skąd się tam wzięły nie jest jednoznaczna i prosta. Ważniejsze jest jednak to, że mogą zostać przez ciebie zmodyfikowane. Wcale nie musisz myśleć o sobie w sposób, który dokarmia Twoja  niewiarę i zwątpienie w siebie, co w rezultacie nie przyczynia się do poprawy jakości życia czy subiektywnego poczucia zadowolenia i szczęścia. I choć nie zawsze jest to łatwe, działanie bywa najlepszym lekarstwem na przeformułowanie ograniczających  przekonań  na swój temat. To jak ja zmieniam postrzeganie samej siebie w aspekcie sportu daje mi niesamowitego kopa motywacyjnego, kupę radości i satysfakcji. 

Stać nas  na dużo więcej niż zwykle sami o sobie myślimy!


4 komentarze:

  1. Super, że biegasz! Na początku satysfakcjonuje każdy kilometr. Później zresztą też! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak to prawda :) póki co satysfakcjonują mnie te 4 km, ale nie wiem na jak długo :)

      Usuń
  2. Ja ostatnio ćwiczę Insanity z moim facetem :) O ile sama poddałabym się już przy rozgrzewce, to ćwiczenie razem motywuje mnie do tego, by bardziej się starać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba ja też jestem dla siebie zbyt surowa. Brak wiary w siebie to ciężki krzyż.

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedzenie Zakładników Codzienności oraz za Twój komentarz