Czuję, że gdzieś głęboko we mnie wszystko się mobilizuje, porusza i wzrasta. Jestem napalona na wiosnę. Po raz pierwszy od kilku miesięcy pomalowałam wczoraj paznokcie na czerwono. Zachowałam się też jak typowa kobieta w drogeryjnym dziale ze szminkami i błyszczykami i przytargałam coś nowego do domu. Wiosna zawróciła mi w głowie. W napięciu oczekuję tych chwil, kiedy będę chodzić jak naćpana od zapachu bzów, jaśminu i wiosennego deszczu. Wcześniej chciałabym zaliczyć jeszcze kwitnące tarniny , a później czeremchy . Babcia i mama od zawsze przestrzegały, żeby nie zostawiać jej kwitnących pąków w sypialni, gdyż ponoć można się nie obudzić od ich intensywnego zapachu. Tym razem jednak zaryzykowałabym takie odurzenie... Ach, ta wiosna! Uderza do głowy nowymi pomysłami na samą siebie, podsyca ambicje, koloruje rzeczywistość, odejmuje lat ( niekoniecznie metrykalnie). Zatem mam ochotę na szalony romans z mężem ( no ok, może być też Grey :) ), chcę być frywolna i kompletnie nią pijana. Pragnę, aby sączyła się powoli i rozkosznie i przenikała do każdej komórki mojego ciała. Chcę słuchać jak drą się w stawach żaby, szwendać się po lasach i parkach, pójść gdzieś przetańczyć całą noc, upić się białym winem. Jest tak jakby wszystko zaczynało się na nowo. Uwielbiam to uczucie...
Chciałabym pielęgnować je w sobie jak najdłużej. Troszczyć się o to by niezmiennie zachwycać się każdym nowy wiosennym porankiem, bez względu na fakt, że moje okna dopominają się o umycie. Zrzucić parę kilo balastu z bioder, ale cycki zostawić w spokoju :) Kupić coś w odcieniu nieba, kwiatów hibiskusa.... no i może jeszcze jeden szary t-shirt do kolekcji.
pixabay.com |
Styczniowe i lutowe zdrowe praktyki wciąż w działaniu. Największą plamę daję wciąż z... grejpfrutami. Trudno utrzymać mi prawdziwą regularność w ich zjadaniu, ale wciąż się staram. W marcu było jak w garncu, no i u mnie też. Prawda jest zatem taka, ze nic nowego sobie na ten miesiąc nie wymyśliłam.
Kwiecień zaś chcę uczynić miesiącem ambitnego planu. Zabieram się za bieganie. To tyle, jutro idę po buty :)
Podzielę się szybko, to najlepsza możliwa mobilizacja :)
Marta
Z tym odchudzaniem to jest tak, że najszybciej waga zmniejsza się w miejscach, gdzie nie chcemy, a najwolniej tam gdzie chcemy gubić. Jak chudnę, to zawsze zmniejsza mi się biust... Jak tyję, to zwiększa.
OdpowiedzUsuńWiosną jak będzie jeszcze troszkę cieplej, to planuję rower i tym środkiem lokomocji zamierzam przemierzać się do i z pracy.
rower uwielbiam !
UsuńSwoją drogą to fajnie, Anetko, że zwiększa Ci się biust, bo wiele kobiet marzy "żeby poszło w cycki", a nie w uda/biodra ;))
UsuńTylko z tym chudnięciem już gorzej.
Ja pierwszą fascynację wiosną przeżyłam 2 tygodnie temu, a potem wiosna się wypięła na mnie to ja na nią też. Do dziś byłam obrażona. Chodziłam ze skwaszoną miną i burczałam na świat.
OdpowiedzUsuńAle dziś odkurzyłam rolki, poszłam pojeździć i poczułam to! :) A teraz siadam przy kompie widzę taki wpis i sama się buzia cieszy! Pięknie to wszystko ujęłaś, co więcej zwróciłaś moją uwagę na pewne rzeczy, których być może być nie dostrzegła... Aż chce się czuć :)
Dzięki za kopniaka :)
Magda
nie sądziłam, ze kopniakiem się skończy, ale skoro nie bolało, to ok :)
UsuńTak, wiosną człowiek budzi się do życia:)
OdpowiedzUsuńFajny i pozytywny post kipiący witaminami:) proszę o jeszcze! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń:)
Usuń