Najbardziej brakuje mi tu stołu. Takiego, przy którym można wygodnie obierać ziemniaki do drugiego dania i wyżywać się z tłuczkiem na kotletach. Wiem, pojechałam po bandzie :) Powinnam napisać, że chodzi o stół, przy którym niespiesznie sączy się cappuccino i podgryza croissanta, zaczytując się jednocześnie poranną gazetą - wszak każdy w dzisiejszych czasach ma coś do powiedzenia o polityce, trzeba zatem czerpać skądś opinie. Jednak ja skupię się przy jego bardziej przyziemnych aspektach - ot choćby taki makijaż. . Słowo honoru - zawsze najlepiej malowało mi się w kuchni. Niestety, kuchenny metraż był wobec nas całkowicie bezwzględny. A swoją wredną naturę ukazał w całości dopiero po wpakowaniu tam mebli - notabene wespół z nimi samymi. Szarość - tak przyjemna dla oka w wydaniu internetowym tudzież w postaci pojedynczego frontu zademonstrowanego w Ikei, stała się za naszym progiem masakryczną szarugą. W połączeniu z błękitnymi ( wtedy) ścianami tworzyła prawdziwą, ciemną norę. Kafle na ścianie - ręcznie wykonane, szkliwione i wypalane, okazały się
równie trudnym przeciwnikiem - dobranie do nich odpowiedniego odcienia
fug to był prawdziwy wyczyn. To nie była kuchnia z marzeń - chociaż jej pojedyncze elementy były długo dyskutowane i wybierane - nie na chybił-trafił i jak popadnie. Trochę się na to wkurzałam. Bywało, że szczerze żałowałam, że nie wybraliśmy bezpiecznego połączenia jasnych mebli i białych kafli-cegiełek. Od samego początku chciałam jednak, by było u nas troszkę inaczej... Z biegiem czasu i z biegiem drobnych poprawek pierwotna wizja zaczęła nabierać zdecydowanie lepszych kształtów. Wystarczyło przemalować ściany na biało - od razu zrobiło się jaśniej, a kolory frontów i kafli zaczęły ze sobą lepiej współgrać. Na obecnym etapie jestem zadowolona i bardzo lubię naszą kuchnię. Wciąż brakuje w niej różnych dodatków, szczególnie w jasnych kolorach, oraz otwartych półek w niewidocznej na zdjęciach części. Najważniejsze jednak, że teraz mi się podoba :)
Ciekawe czy ktoś poza mną miał jeszcze takie kuchenne perypetie? Okazuje się że nasze wizje czasami odbiegają od tego, jak coś prezentuje się w rzeczywistości. Szczególnie, jeśli korzystamy jedynie ze swojej bogatej wyobraźni :)
Kilka fragmentów mojej kuchni - od strony całkowicie zagospodarowanej.
Marta
A wiesz, że mnie te kafle też się podbają!
OdpowiedzUsuńKafle - mega oryginalne i wyglądają bardzo interesująco :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! Ola.
Kafle przepiekne, rozwazalam podobne to swojej kuchni tylko ciut mniejsze.
OdpowiedzUsuńŁadna kuchnia, taka zwyczajna. Przynajmniej nie wygląda tak nienaturalnie i doskonale jak te z pinteresta, da się w niej gotować, jest taka normalna. :)
OdpowiedzUsuńKafle oryginalne. Z tą szarością kontrastują doskonale. Ja bym jednak zdecydowała się na biały blat. Ten ciemny jakoś mi nie gra.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia :)