Naprawdę bardzo lubię rozmawiać z moim mężem, fundując mu czasem gimnastykę uwagi ( która - bywa i tak - kończy się jego zadyszką...). Cóż, jestem mistrzynią wielowątkowości, tematów z grubej rury w najmniej odpowiednim momencie, niestrudzoną domorosłą filozofką, która lubi rozkładać życie na czynniki pierwsze i kolekcjonerką zachwytów, które fajnie jest z nim obgadać. Miewam również magiczną moc wywoływania burzy w szklance wody - tylko za pomocą moich słów. Doprawdy, są to iście kwieciste monologi, prowadzone przez wprawionego mówcę, którym niewątpliwie jestem. Byłabym skłonna przyznać nawet, że czasami zamiast zwykłych, pospolitych burz, są to prawdziwe tornada.
Co innego jednak taki kobiecy dialog... Bez zadyszki, z akceptacją i zrozumieniem wielowątkowości - od mody najwyższej wagi, po relacje w związku, plany na przyszłość, pomysły na podbój wszechświata. Pełen przegląd - od spraw ciała po sprawy ducha. Od trywialnych po maksymalnie (po)ważne. Świetnie jest tak sobie pogadać. Moc kobiecych rozmów jest nieoceniona. Zdecydowanie pozwala na większy wgląd w swoje własne postawy, zachowania i emocje. Nagle okazuje się, że umiejętność wywoływania burz w szklance wody bywa dosyć powszechna, że wkurzanie się o przysłowiowe gary od samego rana to nie tylko moja domena. W międzyczasie można się wymienić przepisem na ciasto czy zupę, obgadać celebrytów z pierwszych stron gazet, czy zdać relacje z postępów w tegorocznym opalaniu ( u mnie póki co brak). Tematów nigdy nie braknie i tak trudno odłożyć telefon czy zwyczajnie się rozstać.
Uwielbiam rozmawiać z kobietami. Zawsze miałam szczęście do fantastycznych dziewczyn i kobiet w moim życiu, czy to w rodzinie, czy w liceum a potem na studiach. Zamążpójście uposażyło mnie w kilka przemiłych szwagierek ( a dokładnie 6). Teraz, kiedy życie zawodowe i domowe wchłonęło na dobre, jeszcze bardziej doceniam kobiece spotkania i kobiece rozmowy. I nieustannie odczuwam ich deficyt, jest mi ich mało, zdecydowanie za mało, za szybko się kończą, pozostawiając wrażenie, że jest jeszcze tyle spraw do obgadania. Bardzo często znajduję inspirację w innych kobietach, ruszając potem własny tyłek, czy to w sensie dosłownym czy w przenośni. I konfrontuję się z różnymi spojrzeniami na sprawy takiej wagi jak macierzyństwo, rozwój zawodowy czy własny biznes. Chyba stąd też moja sympatia do kilku autorek blogów, które czytam regularnie i znajduję wciąż coś ciekawego u nich dla samej siebie. I mimo, że ich nie znam, tak zwyczajnie je lubię.
A jedną znam osobiście i choć dopiero stawia stópkę za stópką (link) w blogosferze, mogę już serdecznie polecić :)
Marta
A jedną znam osobiście i choć dopiero stawia stópkę za stópką (link) w blogosferze, mogę już serdecznie polecić :)
Marta
Dokładnie! Też uwielbiam te wszystkie kobiece dyskusje. Godzina spotkania, ale zdążymy przegadać cały świat i poruszyć tematy każdej wagi, od filozofie przez politykę, po najnowszą promocję w rosmanie :) Aż zatęskniłam za jakimiś pogaduchami dziś :)
OdpowiedzUsuńInspirują, motywują, napędzają... wprawiają w ruch małe atomy energii drzemiące gdzieś w środku, a wymagające zbudzenia i... czasami zwyczajnego kopniaka w małe, atomowe dupsko ;]
OdpowiedzUsuńNie ma to jak kobiece rozmowy. Ktoś kiedyś powiedział: "kto zrozumie kobietę tak dobrze, jak nie druga kobieta" :)
OdpowiedzUsuńKobiece pogaduchy w fajnym gronie są nie do zastąpienia. Im bardziej człowieka absorbuje codzienność, tym bardziej takie spotkania docenia.
OdpowiedzUsuń