Pracująca niedziela. Czacha dymi od nadmiaru wiedzy do zapamiętania. Jakby ten mózg był zaprogramowany na jakieś wolniejsze, weekendowe obroty. Słowa sączą się z czyichś ust i powoli, powoli padają na średnio żyzne poletko twojej uwagi. Wewnętrznie, jesteś w stanie tak pięknie opisywanym w języku polskim słowami " jak grochem o ścianę". Zewnętrznie - przyjmujesz wystudiowaną minę, podpierasz dłonią brodę w geście absolutnego skupienia. Zdajesz się balansować gdzieś na granicy pytania bądź słusznej uwagi. Drewniane krzesło nie chce zmięknąć pod twoim tyłkiem. Trochę wkurzasz się, że w budynku nie ma darmowego wi-fi, ani nawet porządnego baru z kawą. W sumie to mógłbyś przecież wykorzystać tą niedzielę dla siebie inaczej. Zjeść smaczny obiad, powłóczyć się trochę po parku, walnąć się w zaspę i zrobić orzełka, albo tak zwyczajnie posiedzieć w domu z książką, podrzemać na kanapie. Cóż jednak - papierek sam się do domu nie przyniesie. Sam się nie wysiedzi na szkoleniu, na podyplomówce, czy warsztatach...
W ten weekend trochę się uczyłam. Sama dla siebie, z własnego wyboru, za własną kasę. Jak to się mówi, z własnej nieprzymuszonej woli ( słowo nieprzymuszonej wpisuję tu po gruntownym przemyśleniu sprawy). To był dobrze spędzony czas. Zajęcia wybrane nie na chybił-trafił czy z chęci zdobycia papierka. Start z zupełnie innego poziomu motywacji, pozwalającego na pełne zaangażowanie.
Życzę sobie zawsze takiego podejścia do sprawy. Uczenia się, poszerzania wiedzy i zdobywania kwalifikacji - nie papierków. Ich kolekcjonerem bywałam jako dziecko, kiedy to przed świętami zbierałam złotka i sreberka z czekolad, by później robić z nich różne choinkowe ozdoby.
Czasami mam wrażenie, że w kwestii papierków świat zupełnie oszalał. Bieganie ze szkolenia na szkolenie, z warsztatów na warsztaty. Kolejne, ente studia podyplomowe i kursy. Kolekcjonowanie dyplomów i zaświadczeń. Ile w tym prawdziwej potrzeby rozwoju - ile ścigania się, gonienia innych, wyprzedzania. Praca to dla niektórych nieustanny wyścig.
W niektórych branżach być może nie da się wypaść ze szkoleniowego rytmu. Miesiąc, dwa nieuwagi - nowe przepisy, nowe wytyczne, przestarzałe technologie. Ale gdy widzę czasem te zbolałe miny ( w mojej branży rzecz jasna) i to kombinowanie - co by tu zrobić żeby się wpisać na listę i szybciutko zmaterializować na tej niewyleżanej jeszcze kanapie, zastanawiam się o co kaman?
Marta
Oj, znam ten ból:)
OdpowiedzUsuń