17 sty 2015

Dobre myśli - antidotum na stres i zmęczenie

Jak to zwykle przy sobocie, urobiłam się po same łokcie. A tu tylko niewielkie M3 z malutką kuchnią i łazienką. Jak ludzie sprzątają te swoje ponadstumetrowe lofty, pytam - no jak? Odechciało mi się dodatkowych metrów podłogi i  dodatkowych okien, no chyba że zostanę jakąś milady z własną  świtą, jednak na to zdecydowanie się nie zapowiada. W ramach odreagowywania i mentalnego odpoczynku, podejmuje dziś zadanie, jakie kilka dni temu zaproponowała mi autorka bloga keepdestination. Polega ono na przypomnieniu sobie ważnych dla nas chwil, które nastrajają nas pozytywnie i wywołują uśmiech na twarzy. To skuteczna praktyka wspomagająca proces relaksowania się, wyciszania - bądź odwrotnie - dopingowania siebie do działania.  Wszystko zależny od celu, jaki chcemy osiągnąć. Inne obrazy z własnych wspomnień działają na nas relaksująco, inne zaś dopingująco. Ważne jest to, że  przypominanie sobie znaczących  i dobrych wydarzeń w naszym życiu, pomaga skierować naszą uwagę na jego pozytywne aspekty, na osobiste osiągnięcia, sukcesy czy satysfakcjonujące relacje. Wspomaganie się zdjęciami jest jak najbardziej dozwolone. Osoby, które często doświadczają trudnego do opanowania stresu, zachęcam do noszenia przy sobie wybranego zdjęcia, które dokumentuje jakieś wspomnienie związane z relaksem, wypoczywaniem, regenerowaniem się.





Ja skupię się na ubiegłym roku i poszukam w nich takich właśnie momentów... Bez jakiegoś konkretnego klucza, tak po prostu. Dobre myśli.


1. Ten dzień... Zbieranie truskawek w ogródku u mamy, a później wylegiwanie się pod jabłonią. A na sam koniec dnia,  absolutnie bezbłędnie piękny bukiet polnych maków, które nazbierał dla mnie Tomek. Uwielbiam polne kwiaty. Żadne inne nie mają w sobie takiej delikatności,a miks maków i chabrów w złocistych kłosach zbożach to dla mnie symbol nieskończonych, letnich spacerów ścieżką wśród pól, niedaleko rodzinnego domu. 

2. Maj w naszym mieszkaniu. Wciąż było dużo do zrobienia, ale  po dosyć tragicznym marcu i tylko troszkę lepszym kwietniu, maj był pierwszym normalnym miesiącem w tamtym roku. Wreszcie ogarnęliśmy część chaosu, z którego wyłoniło się nasze pierwsze, własne mieszkanie.  Rozpoczęła się niekończąca się wciąż przygoda urządzania, a ja wreszcie mogłam dać upust swoim dekoratorskim zapędom.

3. Dunaj w Budapeszcie. Wieczorne przesiadywanie nad tą majestatyczną rzeką działało na mnie niesamowicie relaksująco. 
 
4. Koncert J. Timberlake'a w Gdańsku.  Potężna dawka energii na koniec lata i pół jesieni. Darłam się jak szalona, śpiewałam ( co umiałam  :)) i cieszyłam się, że zrealizowałam kolejne  koncertowe marzenie.

5. Wrześniowe, zupełnie przypadkowe grzybobranie - zatrzęsienie podgrzybków i prawdziwków nie pozostawiło nam wyboru i upychaliśmy te grzyby, gdzie się dało :) A ta zupa to właśnie z nich. 

Dodaj napis

Czy Wy również wspomagacie się wakacyjnymi wspomnieniami aby trochę lepiej znosić zimowe dni?
Ja zdecydowanie częściej wspominam lato niż zimę :)

Marta

2 komentarze:

  1. Powiem Ci jak sprzątają, bo znam z autopsji- ratalnie, a na wrażenie nieogarnięcia szybko uczą się przymykać oczy;)
    Ja zimę lubię- gdy jest zimą, bo z owym stanem śródzimowo-przedwiosennym nie potrafię się pogodzić;)

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja na taki stan się godzę :) dzięki niemu jakoś łatwiej dobrnąć mi do wiosny :)

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za odwiedzenie Zakładników Codzienności oraz za Twój komentarz